Katastrofy kosmiczne w filmach
Największe bzdury w filmach katastroficznych: Katastrofy kosmiczne
Kiedy kosmos się mści: asteroidę widać, ale logiki niekoniecznie
Kosmos. Ostateczna granica… i ulubione źródło katastrof dla hollywoodzkich scenarzystów. Jeśli Ziemia wydaje się zbyt małym polem do popisu, wystarczy sięgnąć po coś z nieco dalszej półki: asteroidy, komety, czarne dziury, a nawet naszą własną gwiazdę – Słońce. Filmowcy mają talent do tego, by z kosmicznych zjawisk robić widowiska pełne wybuchów, heroizmu i naukowych absurdów. W końcu, czy coś brzmi bardziej ekscytująco niż „asteroida wielkości Teksasu lecąca prosto na Ziemię”? Oczywiście, że nie. Ale jak wiele z tego ma cokolwiek wspólnego z rzeczywistością? Przygotuj się na podróż przez przestrzeń międzyplanetarną, w której oddzielimy fakty od filmowej fikcji i przypomnimy sobie, że kosmos jest zarówno fascynujący, jak i przerażający – ale w zupełnie inny sposób, niż pokazuje to kino.
Asteroidy – kosmiczne kule bilardowe
W filmach asteroidy mają jedno zadanie: lecieć prosto na Ziemię i zapewnić spektakularne wybuchy. A najlepiej, żeby nikt ich nie zauważył, dopóki nie będzie za późno, bo po co astronomowie mieliby robić swoje?
Filmy katastroficzne kochają asteroidy. Wielkie, nieregularne bryły skał (czasem lodu), które zawsze mają tylko jeden cel: zniszczyć Ziemię. I to w stylu godnym Michaela Baya, z wybuchami większymi niż życie. W rzeczywistości jednak…
Naukowe wyjaśnienie: Większość potencjalnie niebezpiecznych asteroid jest monitorowana przez programy takie jak NASA’s Near Earth Object (NEO) Program (Program obiektów bliskich Ziemi). Ziemia nie jest też celem kosmicznej gry w bilard – przestrzeń międzyplanetarna jest ogromna, a prawdopodobieństwo kolizji jest niewielkie. Nawet jeśli asteroida byłaby zagrożeniem, mamy sposoby na zmniejszenie ryzyka, jak misja DART (Double Asteroid Redirection Test), która zmieniła orbitę asteroidy Dimorphos w 2022 roku.
Filmowe przykłady:
- Armageddon (1998) – Bruce Willis i spółka w kosmicznym pościgu za asteroidą. Wiercenie dziur w kosmicznych skałach? Lepsze od wszelkiej nauki!
- Nie patrz w górę (Don’t Look Up, 2021) – satyryczne podejście do tematu, gdzie asteroidę ignoruje się aż do momentu, gdy jest za późno. Przynajmniej tu śmiejemy się z absurdu.
- Dzień zagłady (Deep Impact, 1998)
Komety: śnieżki Apokalipsy
Komety to kolejny ulubiony kosmiczny złoczyńca filmowców. Ich lodowo-skalna natura sprawia, że w kinie wyglądają równie pięknie, co zabójczo. Najczęściej komety w filmach pojawiają się znikąd, jakby nie istniały żadne systemy wczesnego ostrzegania, i lecą prosto na Ziemię z zamiarem zakończenia wszystkiego.
Naukowe wyjaśnienie: Komety rzeczywiście są spektakularne, ale ich trajektorie są znane astronomom na długo przed tym, jak zbliżą się do naszej planety. Dodatkowo, ze względu na swoją strukturę (lód i pył), komety są mniej gęste i mniej niszczycielskie niż asteroidy tej samej wielkości. To nie znaczy, że nie mogą być groźne, ale raczej nie zmienią Ziemi w pustynię w ciągu kilku godzin.
Filmowe przykłady:
- Greenland (2020) – kometa rozrywa się na kawałki i każdy z nich celuje w ludzkie miasta. Plus za dramat rodzinny, minus za ignorowanie nauki.
- Dzień zagłady (Deep Impact, 1998) – znowu na liście, bo pokazuje zarówno komety, jak i asteroidy. To się nazywa wszechstronność.
Czarne dziury: kosmiczne odkurzacze
Czarne dziury w filmach katastroficznych to niemal zawsze gigantyczne odkurzacze, które wciągają całe układy planetarne. Pojawiają się nagle, znikąd, i wciągają wszystko, co znajduje się w ich zasięgu, jakby były kosmicznymi perfekcjonistami sprzątającymi przestrzeń.
W kinie czarna dziura to prawie zawsze bezlitosny odkurzacz, który pochłania wszystko, co znajdzie się w jego zasięgu. Ziemia często ląduje na celowniku, bo dlaczego by nie?
Naukowe wyjaśnienie: Czarne dziury rzeczywiście mają potężne pole grawitacyjne, ale ich zasięg oddziaływania nie jest tak wielki, jak sugerują filmy. Aby Ziemia została „wciągnięta” przez czarną dziurę, musiałaby znajdować się bardzo blisko jej horyzontu zdarzeń – w przeciwnym razie nic nam nie grozi. W dodatku czarne dziury nie poruszają się po kosmosie jak samochody na autostradzie, więc ich nagłe pojawienie się w pobliżu Ziemi jest mało prawdopodobne.
Czarna dziura nie zasysa wszystkiego wokół jak w filmie. Działa raczej jak niezwykle silne pole grawitacyjne – bezpiecznie można krążyć wokół niej, pod warunkiem, że nie przekroczy się horyzontu zdarzeń. Poza tym czarne dziury są zlokalizowane w odległościach liczonych w tysiącach lat świetlnych od Ziemi. Zagrożenie? Minimalne.
Filmowe przykłady:
- Interstellar (2014) – znakomita wizja naukowa z efektem soczewkowania i dramatem grawitacyjnym. Choć niektóre aspekty (np. czasowe) uproszczono, to i tak jeden z bardziej realistycznych filmów o czarnych dziurach.
- Event Horizon (1997) – tutaj czarna dziura prowadzi do piekielnych wymiarów. Mało nauki, ale za to sporo kosmicznego horroru.
Słońce – bomba z opóźnionym zapłonem
Według niektórych filmów Słońce może wybuchnąć albo zamarznąć jak popsuty piec gazowy. Skutki? Katastrofalne dla Ziemi, rzecz jasna.
Słońce w filmach katastroficznych bywa kapryśne jak diva na scenie. Raz zanika, zamrażając całą Ziemię, a innym razem wybucha tak intensywnie, że planeta zamienia się w piekarnik. Wszystko to oczywiście dzieje się w ekspresowym tempie, bo kto by czekał miliony lat na rzeczywiste zmiany w cyklu życia gwiazdy?
Naukowe wyjaśnienie: Słońce rzeczywiście ma swoje kaprysy, takie jak rozbłyski słoneczne, ale ich wpływ na Ziemię jest znacznie mniej spektakularny niż w filmach. Nasza atmosfera i pole magnetyczne skutecznie chronią nas przed większością promieniowania. W długiej perspektywie (mówimy o miliardach lat) Słońce faktycznie spuchnie i zamieni się w czerwonego olbrzyma, ale to nie jest problem, którym musimy się martwić w najbliższym czasie.
Słońce znajduje się obecnie w stabilnej fazie swojego życia, która potrwa jeszcze około 5 miliardów lat. Nie ma szans na nagłe wybuchy czy „wygaszenie” gwiazdy w najbliższym czasie. Procesy związane z ewolucją gwiazd są niezwykle długotrwałe i przewidywalne.
Filmowe przykłady:
- W stronę słońca (Sunshine, 2007) – założenie: Słońce wymaga resetu przy pomocy bomby atomowej. Absurdalne, ale efektowne.
- Zapowiedź (Knowing, 2009) – nagły wybuch Słońca jako zwiastun apokalipsy. Naukowo? Nie ma na to szans.
Zderzenia z innymi planetami
Gdy kosmos chce być dramatyczny, wrzuca na scenę planetę na kolizyjnym kursie z Ziemi. Efekty są spektakularne – wstrząsy, tsunami, wybuchy i śmierć wszelkiej logiki.
Naukowe wyjaśnienie: Zderzenia planet są niesłychanie rzadkie w dojrzałych układach planetarnych. Orbity są stabilne, a przestrzeń międzyplanetarna ogromna. Ryzyko takiego zdarzenia jest praktycznie zerowe.
Filmowe przykłady:
- Melancholia (2011) – depresyjna wizja, gdzie planeta Melancholia zagraża Ziemi. Więcej psychologii niż nauki, ale film intrygujący.
- Moonfall (2022) – Księżyc spada na Ziemię. Kosmiczna fantazja z naukowymi lukami wielkości kraterów na Marsie.
Księżyc na kolizyjnym kursie
A co jeśli nasz wierny towarzysz, Księżyc, postanowiłby uderzyć w Ziemię? To pytanie dręczyło już wielu scenarzystów. W filmach Księżyc z reguły spada, bo coś go wypchnęło z orbity – i nikt nie ma pojęcia, jak to naprawić.
Naukowe wyjaśnienie: Orbita Księżyca jest stabilna i zmienia się w bardzo długim okresie czasu. Aby Księżyc zmienił swoją trajektorię na tyle, by zderzyć się z Ziemią, potrzebna byłaby kolosalna siła – coś, co w zasadzie zniszczyłoby Księżyc, zanim zdążyłby spaść. Nawet wówczas katastrofa rozgrywałaby się przez tysiące lat, a nie dni.
Filmowe przykłady:
- Moonfall (2022) – Księżyc spada na Ziemię, bo jest… megastrukturą? Nauka nie tylko mówi „nie”, ale prosi o zwrot budżetu na badania.
- Wehikułu czasu (The Time Machine, 2002) – W 2037 r. ludzie próbowali eksplorować obszary Księżyca, aby stworzyć więcej kolonii księżycowych. Niestety, w wyniku tej działalności Księżyc wypadł z orbity, a jego fragmenty uderzyły w Ziemię, powodując masowe wymieranie. Była to jedna z najbardziej niszczycielskich katastrof w historii Ziemi. Scena przedstawiona w filmie zapowiadała ostateczną degenerację rasy ludzkiej, symbolizowaną przez Eloi i Morloków.
Kosmiczne epidemie
Kosmos w filmach jest też miejscem, gdzie wirusy podróżują szybciej niż światło, zagrażając całej ludzkości.
Naukowe wyjaśnienie: O ile mikroorganizmy mogłyby przetrwać w ekstremalnych warunkach kosmosu, to ich życie i ewolucja w pustce przestrzeni są wysoce nieprawdopodobne. Zagrożenie kosmicznymi zarazkami jest raczej domeną fantazji niż realnej nauki.
Filmowe przykłady:
- Life (2017) – obcy mikroorganizm zamienia się w zagrożenie na skalę globalną. W rzeczywistości raczej problem dla mikroskopów, nie ludzkości.
- Andromeda znaczy śmierć (The Andromeda Strain, 1971, 2008) – klasyk z naukowym klimatem, choć z wyraźnym przymrużeniem oka.
Podsumowanie
Kosmos, pełen zagadek i tajemnic, od zawsze fascynuje, jednak filmy katastroficzne rzadko oddają jego prawdziwy charakter. Zamiast precyzyjnych naukowych wyjaśnień, otrzymujemy widowiska wypełnione eksplozjami, dramatycznymi zwrotami akcji i bohaterami ratującymi świat z imponującą szczęką i niewzruszoną determinacją. To świetna rozrywka, ale z nauką ma niewiele wspólnego.
Hollywood uwielbia wyolbrzymiać kosmiczne zagrożenia, zamieniając przestrzeń międzyplanetarną w scenę katastrof. Asteroidy, czarne dziury czy niesforne komety stają się rekwizytami w apokaliptycznym teatrze. Na szczęście rzeczywistość jest mniej dramatyczna – nauka dostarcza bardziej precyzyjnych odpowiedzi i uspokaja. Czy więc mamy się czego bać? Raczej nie – chyba że kolejnej hollywoodzkiej produkcji, która zamieni kosmos w park rozrywki apokaliptycznej.
Polecamy
- Trzęsienia ziemi w filmach
- Mity i fakty o wulkanach w kinie
- Wulkany – czego reżyser nie pokaże w kinie
- Wulkany – sprawy lawy i piroklastyczne zabawy
- Wulkany: czary-mary solfatary, kwasy stężone, fumarole, mofety
- Wulkany i wulkanizm
- Wulkany
- Toba – superwulkan
- Wulkan Tambora
- Korzyści z wulkanów
- Wulkan Etna
- Wulkan Krakatau
- Wezuwiusz
Wszystko to prawda ale i tak czekam na Interstellar 2.
Nie wiedziałam, że będzie Interstellar 2, ale akurat Interstellar jest dość dobrze osadzony w nauce.
Ja z kolei mam mieszane odczucia związane z Interstellar. Oglądałem go lata temu z dużymi oczekiwaniami, bo był hype, ale niestety nie do końca spełnił moje nadzieje. Chociaż efekty specjalne były ok, to wątek z rolnikiem, który nagle staje się na powrót astronautą i leci w kosmos, wydał mi się mało absurdalny. Przeskok od uprawiania kukurydzy do ratowania ludzkości w międzygwiezdnej misji był dla mnie trudny do przełknięcia. Wątek związany z miłością jako siłą zdolną przekraczać czas i przestrzeń wydał mi się trochę przesadzony. Doceniam jednak starania Nolana, aby połączyć emocje z nauką, choć nie do końca mnie to przekonało.
Moonfall to dopiero było przegięcie 🙂