Lodowy człowiek z Minnesoty
Lodowy człowiek z Minnesoty (Minnesota Iceman)
Doniesienia o reliktowych hominidach, takich jak Yeti czy Wielka Stopa, pochodzące z różnych zakątków globu od lat działają na wyobraźnię ludzi, również uczonych. Choć większość śladów pozostawionych rzekomo przez te istoty okazała się mieć znane pochodzenie, to jednak pewne znaleziska nie znajdują prostego wytłumaczenia. Należy do nich „lodowy człowiek” z Minnesoty.
Sensacja naukowa czy sprytne fałszerstwo?
Do dzisiaj są osoby, które twierdzą, że tajemnicze, uwięzione w lodzie stworzenie to okaz nieznanego gatunku istot żyjących gdzieś na wschodzie Azji. Taką hipotezę wysunął belgijski zoolog Bernard Heuvelmans, który opisał „lodowego człowieka”. Heuvelmans to postać nietuzinkowa. Jako pierwszy w sposób naukowy zaczął analizować doniesienia na temat rzekomych potworów morskich i innych kryptyd; starał się też znaleźć racjonalne wytłumaczenia takich doniesień– z tego powodu wielu współczesnych mu przyrodników nazywało go „Sherlockiem Holmesem zoologii”. Kiedy więc pod koniec 1968 r. napisał, że odkrył nieznanego nauce hominida, wielu jego znajomych uznało, że musiał natknąć się na okaz, co do którego istotnie nie miał wątpliwości.
Wieści z Minnesoty
Heuvelmans od lat przyjaźnił się z amerykańskim zoologiem i podróżnikiem Ivanem Sandersonem. Ten drugi zasłynął jako badacz Wielkiej Stopy; był też redaktorem pisma „Argosy”, które zamieszczało artykuły z różnych dziedzin nauki, ale czasem także mniej poważne teksty utrzymane w tonie sensacji.
9 grudnia 1968 r. z Sandersonem skontaktował się jego przyjaciel. Opowiedział o dziwnym znalezisku, jakie widział. Otóż w miasteczku Rollingstone w stanie Minnesota znajdować się miała farma należąca do niejakiego Franka Hansena. Na farmie zaś stała ciężarówka z przyczepą, w której znajdowała się zamrożona w bloku lodowym istota podobna do człowieka, ale w pełni owłosiona.
Sanderson powiadomił Heuvelmansa, a także zarząd „Argosy”, który zgodził się sfinansować wyjazd. Sanderson skontaktował się z Frankiem Hansenem, właścicielem „lodowego człowieka”, który wyraził zgodę na wykonanie badań pod warunkiem nienaruszania samego bloku lodowego. Po przybyciu na miejsce badacze ujrzeli przyczepę. W środku znajdowała się ogromna zamrażarka, w której spoczywał tajemniczy stwór. W przyczepie było dość ciasno, jednak Heuvelmans i Sanderson spędzali w niej nawet po 11 godzin dziennie, analizując, opisując i robiąc wiele zdjęć.
„Lodowy człowiek”
Heuvelmans posługiwał się dobrym i nowoczesnym sprzętem, więc zdjęcia, które wykonał, są jak na owe czasy doskonałej jakości. Widać na nich dwunożną istotę mającą około 180 cm wzrostu, pokrytą ciemną sierścią z wyjątkiem twarzy i lędźwi, które są nieowłosione. Istota była płci męskiej. Tułów był szeroki i dobrze umięśniony. Wały nadoczodołowe były masywne, czoło wąskie, a nos spłaszczony. Charakterystyczne były stopy przypominające budową ludzkie – między paluchem a pozostałymi palcami nie było odstępu typowego dla innych naczelnych.
Istota przed śmiercią stoczyła ciężką walkę i prawdopodobnie była męczona. Lewe ramię było nietypowo przekrzywione, najwyraźniej złamane. Jeden z oczodołów był pusty, zaś druga gałka oczna była wyłupiona. Czaszka była uszkodzona, nosiła ślady postrzału z broni palnej. Jedna stopa znajdowała się najwyraźniej w stanie rozkładu, gdyż była pozbawiona sierści i przebarwiona na szaro. Istota znajdowała się w pozycji obronnej, jakby zasłaniając głowę lewą ręką. Na ciele widoczne były ślady krwi. Obaj badacze doszli do wniosku, że istota była martwa od niedawna.
Skąd pochodził „lodowy człowiek”?
Zagadką było pochodzenie stworzenia. Hansen podawał kilka sprzecznych wersji. Raz twierdził, że stwora znaleziono w lodowym bloku na Syberii; innym razem, że zakupiono go u handlarza w Hongkongu. Prawowitym właścicielem był pewien bogaty Kalifornijczyk, chcący jednak zachować anonimowość – jego tożsamości nigdy nie udało się ustalić. Obaj uczeni doszli do wniosku, że jedyna pewna informacja dotyczy obszaru – znalezisko pochodzi z Dalekiego Wschodu.
Heuvelmans po latach zwrócił uwagę na jeden ważny szczegół, który mógł wyjaśniać, w jaki sposób niezwykły obiekt znalazł się niezauważony w USA. W tamtych czasach z Wietnamu do Stanów Zjednoczonych transportowano zwłoki amerykańskich żołnierzy, a jak się później okazało, przy okazji przemycano ogromne ilości narkotyków i cennych przedmiotów, znacznych nieraz rozmiarów – jest więc możliwe, że udało się przewieźć nawet tak niezwykłe znalezisko. To wyjaśniałoby również, czemu Hansen opiekujący się eksponatem nigdy nie podał wiarygodnych informacji na temat jego pochodzenia – po prostu bał się śledztwa w sprawie przemytu.
Sensacja i intryga
Heuvelmans doszedł do wniosku, że dokładne przebadanie znaleziska będzie możliwe dopiero wtedy, gdy uda się nim zainteresować społeczność naukową. Dlatego napisał obszerny i doskonale zilustrowany artykuł, w którym pozwolił sobie nawet nadać istocie nazwę naukową Homo pongoides. Artykuł spotkał się z zainteresowaniem m.in. cenionego w tamtych czasach antropologa Samuela Coona, a także uczonych w Belgii i Wielkiej Brytanii. Zapoznali się z nim również uczeni ze Smithsonian Institute w Waszyngtonie, którzy nadali znalezisku nazwę „Lodowy człowiek z Minnesoty”. Świat naukowy zainteresował się znaleziskiem na poważnie.
Tymczasem Hansen, właściciel farmy, na której wystawiano okaz, z niewiadomych przyczyn zniknął wraz z „lodowym człowiekiem”. Niestety stało się to, zanim udało się przekonać antropologów, że powinni przebadać znalezisko. Hansen pojawił się ponownie po kilku miesiącach, w czerwcu 1969 r., gdy zaczynał się sezon wakacyjny. Kiedy jednak zaprezentował eksponat, okazało się, że zaszły w nim zmiany – „lodowy człowiek” został tak ułożony, by dało się rozpoznać więcej szczegółów, np. przez rozchylone usta widać było zęby.
Niestety teraz nikt nie miał pewności, że jest to ten sam okaz, który widzieli Heuvelmans z Sandersonem. Ten ostatni przyznał, że dał się nabrać i okaz był w istocie zręcznie wykonanym rekwizytem – miał jednak na myśli ten, który Hansen pokazał latem 1969 r. Heuvelmans zaś zapewniał, że „lodowy człowiek” był prawdziwy i nie miał nic wspólnego z późniejszym eksponatem.
Koniec „lodowego człowieka”?
Heuvelmans zamierzał wydrukować swoje zdjęcia w „National Geographic”, jednak pismo nie wyraziło zainteresowania. Przyczyny były dwie. Przede wszystkim redakcja dbała o renomę pisma i nie chciała zajmować się znaleziskiem, które nie było poświadczone przez naukę. Jednak większym problemem okazało się pismo, do którego pisał Sanderson – „Argosy”. Z nieznanych przyczyn autor tekstu nadał „lodowemu człowiekowi” imię Bozo – takie samo nosił znany wówczas klaun telewizyjny. To wyjątkowo nietrafione posunięcie sprawiło, że prasa naukowa zupełnie straciła zainteresowanie sprawą – uznano ją za próbę wywołania sensacji.
Wreszcie w 1972 r. znany i ceniony antropolog John Napier opublikował artykuł podsumowujący całą sprawę – stwierdził stanowczo, że znalezisko było mistyfikacją, choć istotnie pieczołowicie wykonaną. Wyraził też zdumienie, że Heuvelmans, zazwyczaj ostrożnie podchodzący do tego typu rewelacji, dał się nabrać. Ten jednak uważał, że istota, którą widział osobiście, na pewno była prawdziwa. Należy jednak stanowczo podkreślić, że mówił on o oryginalnym „lodowym człowieku”, któremu robił zdjęcia w 1968 r., a nie o zmodyfikowanym okazie, który widział Napier.
Próba oceny
Czym mogła być istota, którą widział Heuvelmans? Sam uczony rozważał różne opcje. Najpierw wziął pod uwagę, że mogła być to zręcznie ucharakteryzowana na „małpoluda” małpa, jednak odrzucił ją, gdyż wymagałoby to zbyt wielu przeróbek, które nie wyglądałyby wiarygodnie. Z podobnych powodów odrzucił hipotezę, że był to ucharakteryzowany człowiek – ofiara nieodkrytego morderstwa. Na podstawie analiz uznał, że rozwiązanie jest tylko jedno – „lodowy człowiek” to neandertalczyk. Istotnie, porównując wykonane przez Heuvelmansa zdjęcia z najnowszymi rekonstrukcjami wyglądu człowieka neandertalskiego daje się zauważyć znaczne podobieństwo.
Heuvelmans podawał za prawdziwość swojej hipotezy jeszcze jeden argument. Okaz miał pochodzić ze wschodniej Azji, a do dzisiaj liczne są tam opowieści o „dzikich ludziach”, w całości pokrytych sierścią. Opowieści takie pojawiają się regularnie również w czasach współczesnych, np. w 1949 r. oddział francuskich żołnierzy miał zastrzelić dwunożną małpę wielkości człowieka. W jaki sposób istoty te mogłyby tam przetrwać? Heuvelmans wyjaśniał to ogromnymi przestrzeniami Azji i mnogością kryjówek, w których „dzicy ludzie” mogliby się schować.
Inni naukowcy sugerowali, że uczony mógł natknąć się na doskonale wykonany model praczłowieka. To jednak nie tłumaczyło, czemu pochodzenie okazu było ukrywane przez właściciela farmy, gdyż nie było w tym nic nielegalnego; poza tym nigdy nie udało się dotrzeć do żadnej osoby czy instytucji, która wykonałaby taki eksponat.
Co zatem naprawdę widział Heuvelmans? Jego hipotezę, że był to człowiek neandertalski, można by uznać za prawdziwą tylko wtedy, gdyby potwierdzili ją inni naukowcy. Niestety zbieg okoliczności sprawił, że nie zdążyli oni zająć się sprawą – pierwotny okaz przepadł i został zastąpiony czymś, co niewątpliwie było modelem. Skutkiem tego prawdy na temat „lodowego człowieka” nie poznamy zapewne już nigdy.
Pamiętnik Hansena
Przed śmiercią Hansen opublikował rodzaj pamiętnika, w którym powiedział, że zastrzelił „śnieżnego człowieka” w 1960 roku w górach Wisconsin podczas polowania na jelenie. Najpierw Hansen strzelił do jelenia lecz ranny jeleń zdołał uciec. Poszedł go szukać. Według relacji Hansena, odnalazł on jelenia otoczonego przez trzy yeti. Rozerwały brzuch jelenia – zjadły wnętrzności i wypiły krew. Jedno ze stworzeń rzuciło się na Hansena, krzycząc dziko i machając rękami. Hansen kilkakrotnie strzelał ze strachu. Yeti padł martwy.
Łowca zostawił poobijane yeti. Wrócił po niego kilka później. Zwłoki były dobrze zachowane, ponieważ zamarzały. Z lasu yeti trafił do domu Hansena w Minnesocie, potem do zamrażarki, później na wystawę, a następnie do kryjówki. Dlaczego Hansen ukrył i podmienił ciało? Twierdzi, że bał się odpowiedzialności, gdy zorientował się, że zabił osobę, a nie zwierzę.
Ciekawostki
- Bernard Heuvelmans nie lubił nazwy „lodowy człowiek” i nigdy jej nie używał. Uważał, że pomniejsza rangę jego odkrycia.
- Chcąc dociec miejsca pochodzenia znaleziska, uczeni próbowali zainteresować nim FBI, twierdząc, że zabito istotę rozumną. Instytucja odmówiła jednak wszczęcia śledztwa pod pretekstem, że o morderstwie można mówić jedynie wówczas, gdy zginął człowiek.
- W czasie wojny wietnamskiej amerykańskie gazety donosiły, że żołnierze w wietnamskiej dżungli byli atakowani przez ogromne małpy, jednak w tym kraju nie ma dużych gatunków naczelnych.
Sądzę, że to po prostu była jednak od początku do końca mistyfikacja. Pierwotny stwór zapewne nie był zbyt dobrze zrobiony i dlatego Hansen ukrywał go w lodzie nie pozwalając na jego oględziny.
Nie rozumiem wprawdzie tej późniejszej zamiany, ale mam jednak wrażenie że wszystko był zrobione, aby zarobić na biletach.