Zielona pułapka – jak Polska tonie w energetycznym absurdzie
Najdroższy prąd w Europie i brak strategii – oto bilans polskiej transformacji
Absurdy energetycznej transformacji w Polsce
Zielona transformacja bez makijażu, czyli zieloy ład w praktyce
Polska transformacja energetyczna to nie żaden przełom, tylko parodia. Zamiast taniej, stabilnej energii mamy chaos, absurdalne przepisy i domy zamienione w poligony doświadczalne. Obywatele płacą coraz wyższe rachunki, kupują pompy ciepła, które zimą działają jak zwykłe grzałki, montują fotowoltaikę, z której prąd w słoneczne dni sieci nie odbierają, i śledzą taryfy dynamiczne jak giełdowi maklerzy, zastanawiając się, czy teraz mogą włączyć pralkę, czy lepiej o trzeciej w nocy.
Państwo zamiast gwarantować dostęp do energii, przerzuca odpowiedzialność na obywateli. W miastach – ciepło systemowe i względny spokój. Poza miastami – groteska: magazyny energii, wiatraczki w ogródku, beczki na deszczówkę i kredyty, które ciągną się latami. Polska wieś i domy jednorodzinne stały się ofiarą transformacyjnego eksperymentu.
Polska ma dziś jedne z najwyższych cen energii w Europie, a politycy zamiast realnej strategii serwują propagandę sukcesu, licytując się, kto szybciej otworzy konferencję o „zielonej rewolucji”. W praktyce mamy zieloną pułapkę – proces, który zamiast ratować klimat i poprawiać życie ludzi, robi z obywateli bankomaty dla lobby producentów i króliki doświadczalne dla nieprzemyślanych technologii.
Rozdział 1. Dom jako laboratorium absurdu
Wrobieni w pompy ciepła
Weźmy na warsztat polski dom jednorodzinny. Jeszcze kilkanaście lat temu wystarczyło mieć piec, węgiel albo gaz i rachunki były przewidywalne. Dziś, żeby spełnić wymogi „zielonej transformacji”, trzeba zamienić dom w hybrydowe monstrum.
Termomodernizacja – termos, glony i grzyby
Najpierw termomodernizacja. Ocieplenie styropianem czy wełną mineralną niby brzmi sensownie, ale szybko okazuje się, że ściany przestają oddychać a tynk pokrywa się zielonymi glonami. Nagle potrzebna jest rekuperacja, a stare domy do tego kompletnie się nie nadają.
A zerknijmy na domy z przedwojenne lub z okresu PRL. Pokryte klasycznym tynkiem wapiennym lub cementowo-wapiennym (tzw. baranek) – tam glonów nie ma. Z kolei na nowych budynkach, ze zbyt szczelną izolacją termiczną, występuje wysoka kondensacja wody na elewacji i problem gotowy a dom zamienia się w termos.
Pompa ciepła
Potem przychodzi czas na pompę ciepła – nową świętość urzędników. Tyle że w starym domu to jak wlewanie szampana do dziurawego kubka. Do tego koszt instalacji to często 50–70 tysięcy złotych. A to dopiero początek: trzeba przerobić system grzewczy na ogrzewanie podłogowe, dołożyć fotowoltaikę, najlepiej jeszcze magazyn energii i może przydomową turbinę wiatrową. W pakiecie łapanie deszczówki. Efekt? Dom, który wygląda jak wiejski tuning Golfa – tylko że za setki tysięcy złotych.
A i tak w zimie pompa ciepła dostaje zadyszki i włącza się grzałka elektryczna, co winduje rachunki. Do tego obowiązkowe przeglądy (średnio 500–800 zł rocznie). Fotowoltaika? Super – o ile akurat świeci słońce i sieć przyjmie nadwyżkę. A z tym coraz częściej jest problem. Magazyn energii? Kilkadziesiąt tysięcy złotych ekstra. Turbinka? Huczy, sąsiad ma pretensje, a zwrot kosztów zobaczymy na emeryturze – jeśli dożyjemy.
Zwykły człowiek ma się więc zamienić w domowego inżyniera i księgowego, który liczy taryfy, dotacje i opłacalność. Ale to nie jest normalne życie – to energetyczny survival.

Rozdział 2. Miasto kontra wieś – nierówności w pełnej krasie
Rządzący lubią powtarzać, że transformacja ma być „sprawiedliwa”. Ale sprawiedliwości tu tyle, co w monopolu, gdy jeden gracz dostaje trzy hotele na Marszałkowskiej, a drugi stoi na polu start.
W miastach działa ciepło systemowe – odkręcasz kaloryfer, płacisz rachunek i koniec. A na wsiach i w małych miastach? Obywatel ma być samowystarczalny, niczym energetyczny Robinson Crusoe. Domy jednorodzinne – a jest ich w Polsce około 5 milionów – to dziś epicentrum transformacyjnych absurdów. Mieszka w nich blisko 12–13 milionów ludzi, czyli 1/3 populacji kraju.
I co? Oni mają sobie stawiać turbiny w ogródku, liczyć promienie słońca i negocjować z siecią, czy przyjmie ich energię? To nie jest „transformacja”, to jest segregacja. Jedni mają wygodę i stabilność, drudzy – kredyty, rachunki i urządzenia, które działają tylko w folderach.
To jest nierówność, o której mało się mówi, bo lepiej pokazywać uśmiechnięte zdjęcia z konferencji klimatycznych. Ale każdy, kto mieszka poza dużym miastem, wie, że to nierówność jak w PRL-u: jedni mają zaopatrzenie w Pewexie, a reszta stoi w kolejce po ocet.
👉 Dane:
- w Polsce mamy ok. 5,1 mln domów jednorodzinnych (GUS), z czego zdecydowana większość (ponad 70%) poza siecią ciepłowniczą.
- W miastach ciepło systemowe obejmuje ok. 40% gospodarstw, na wsi praktycznie 0%.
To pokazuje skalę nierówności.

Rozdział 3. Fotowoltaiczny rollercoaster – od bohatera do frajera
Fotowoltaika miała być złotym strzałem. „Prąd za darmo! Niezależność! Zwrot inwestycji w kilka lat!” – krzyczeli politycy, doradcy i producenci. Ludzie uwierzyli, wzięli kredyty, zainstalowali panele.
I co się stało? Sieć zaczęła się dusić od nadwyżek, stare systemy rozliczeń poszły do kosza, a prosumenci muszą się godzić na taryfy dynamiczne. To znaczy, że w słoneczny dzień, gdy produkują najwięcej, prąd jest… bezwartościowy, bo sieć przeciążona. A w nocy czy zimą – muszą kupować go po najwyższej stawce.
Prosument, który jeszcze niedawno był bohaterem zielonej propagandy, nagle stał się problemem dla systemu. Zainwestował, a teraz dowiaduje się, że jego energia jest niechciana. To trochę jakby ktoś kupił mleko na spółkę z państwem, a potem państwo kazało mu wylewać nadwyżkę na pole, bo magazyn pełny.
A panele? One nie są wieczne – sprawność spada co roku, a za 15–20 lat trzeba je wymienić. I jeszcze dochodzi problem utylizacji – temat, o którym nikt głośno nie mówi. Bo łatwo było sprzedać bajkę o darmowej energii, trudniej będzie sprzedać bajkę o recyklingu milionów zużytych paneli.
👉 Dane:
- Moc PV w Polsce: ponad 22.6 GW w 2025 r. (URE).
- Latem 2023, 2024 i 2025 r. doszło do masowych wyłączeń instalacji PV przez operatorów, bo sieci nie dawały rady.
- W Niemczech udział OZE jest większy, ale tam sieci przesyłowe rozbudowano za dziesiątki miliardów euro, u nas – praktycznie wcale.

Rozdział 4. Energia, której nikt nie chce
Nadprodukcja energii – czyli energetyczny absurd
Polska transformacja energetyczna przypomina scenę z kabaretu: jednego dnia brakuje prądu i trzeba go importować, drugiego dnia mamy go za dużo i… wyrzucamy. Dosłownie. Sieć przeciążona, nadwyżki z fotowoltaiki wyłączane, a ludzie patrzą, jak ich instalacje stoją bezczynnie w najpiękniejsze słoneczne dni.
A do tego wchodzi kolejny „wynalazek”: taryfy dynamiczne. Urzędnicy wpadli na genialny pomysł – obywatel ma płacić za prąd według giełdowej godziny. Efekt? Ludzie zaczynają śledzić ceny prądu niczym maklerzy kursy akcji. Zanim zrobią pranie albo włączą zmywarkę, sprawdzają aplikację, czy akurat prąd nie kosztuje 2 zł/kWh. To już nie jest normalne życie, to jest eksperyment społeczny.
Państwo zrobiło z obywateli króliki doświadczalne: zamiast stabilnych cen, które pozwalają planować budżet domowy, mamy rosyjską ruletkę energetyczną. „Może dziś będzie taniej? Może nie? Może trzeba będzie wstać o drugiej w nocy, żeby włączyć pralkę?”. Tylko że zwykli ludzie nie mają czasu ani nerwów bawić się w energetycznych traderów.
I tu jest sedno problemu – obywatel nie chce inwestować w panel, pompę, wiatrak czy taryfę dynamiczną. Obywatel chce mieć pewność, że jego dom będzie ciepły zimą, że rachunek nie rozwali mu domowego budżetu i że prąd nie będzie luksusem, z którego korzysta się „mądrze” o 3:00 nad ranem. To naprawdę nie są wygórowane oczekiwania.
Rozdział 5. ETS2 – czyli węgiel towarem luksusowym
Politycy w Brukseli mają swoje ETS-y, limity i kwoty. Dokumentację komunikują niczym arcydzieło, ale to, co zostawia po sobie, odbija się w portfelach Polaków. Aż 3,5–4 miliony gospodarstw w Polsce wciąż grzeją paliwami stałymi. To blisko 1/3 kraju, czyli miliony domów — offline energetycznie i skazane na węgiel.
ETS2 miał być karą dla węgla, ale będzie karą dla ludzi. Prognozy mówią wprost: cena tonowej porcji czarnego złota — z tych zwykłych domowych porcji — może wzrosnąć o 2–3 tys. zł rocznie na rodzinę. To drenaż budżetów, nie transformacja.
A to nie koniec absurdu. Ceny węgla na giełdzie Rotterdam (API2) wróciły już do poziomu sprzed wybuchu wojny na Ukrainie — około 111–114 USD za tonę (ok. 450 zł/t).
Tymczasem w sklepie PGG, który formalnie ma być „tanio prosto od producenta”, tona workowanego ekogroszku kosztuje dziś 1 400 zł (Karlik, Pieklorz) – 1 600 zł (Karolinka). Do tego dochodzi transport — 250 zł/t.
Pamiętacie ceny sprzed wojny? Ekogroszek można było wtedy kupić w tym samym sklepie PGG poniżej 800 zł/t, dzisiaj ten sam węgiel kosztuje prawie dwa razy więcej! To nie jest normalny rynek — to państwowy wehikuł do pompowania cen.
I teraz — proszę sobie wyobrazić: dopłacamy miliardy do nierentownego górnictwa (bo PGG strzegąca miejsc pracy to dobry PR), a potem każemy obywatelowi płacić niemal luksusową cenę za węgiel, który sam państwowy fiskus subsydiuje. To jest coś, co w uczciwym świecie nazywa się podwójnym haraczem.
W roku 2024 dopłaciliśmy do górnictwa 7 miliardów złotych a w 2025 dopłacimy 9 miliardów. Biorąc pod uwagę, że w Polsce pracuje 17 000 000 osób, to z kieszeni każdego pracującego na wsparcie górnictwa wychodzi 530 zł rocznie (!). Co ciekawe, sektor górniczy zatrudnia jedynie 75 tys. osób, co oznacza, że na utrzymanie jednego etatu w tym sektorze dokładane jest rocznie 120 000 zł (!).
Czy ktoś z polityków przejmuje się w podobny sposób np. osobami prowadzącym własną działalność gospodarczą i dokłada im do jednego zatrudnionego 120 000 zł rocznie?
Taka ciekawostka:
Kraj | Zatrudnienie w górnictwie (2024) | Wydobycie węgla (mln ton) | Uwagi |
Polska | 75 000 osób | ~42,5 mln ton | Zatrudnienie w górnictwie w Polsce na koniec 2024 roku wyniosło około 75 tys. osób, a wydobycie węgla kamiennego około 42,5 mln ton. |
Australia | około 40 000 osób | ~500 mln ton | Australijskie górnictwo zatrudnia około 40 tys. osób i wydobywa około 500 mln ton węgla rocznie, przy znacznie wyższej wydajności. |
Dopłaty do górnictwa
Od 1990 do 2024 roku polskie górnictwo węgla kamiennego otrzymało od państwa około 147 miliardów złotych w formie dopłat, dotacji, subwencji i innych form pomocy publicznej. Szacuje się, że włączając planowaną na 2025 rok pomoc (prawie 9 miliardów złotych), łączna kwota dopłat za ten okres osiągnie około 156 miliardów złotych (to wartość nominalna, gdyby skorygować ją o inflację to kwota według dzisiejszej wartości złotówki będzie znacząco wyższa).
Dopłaty te obejmowały m.in. bezpośrednie dotacje na działalność kopalń, pomoc przy restrukturyzacji, umorzenia długów, koszty preferencyjnych świadczeń emerytalnych dla górników, oraz wsparcie likwidacji kopalń.
ETS2 nie zmusi nikogo do modernizacji — zmusi go do głębokich oszczędności albo kredytów. Co jest gotową receptą na katastrofę społeczną w sezonie grzewczym. I dotknie w największym stopniu najuboższych, choć wszyscy za to zapłacimy.

Rozdział 6. Państwo, które umywa ręce
Kiedy państwo wie, że problemu nie rozwiąże, ma prostą metodę: zrzucić odpowiedzialność na obywatela. I tak oto transformacja energetyczna w Polsce przypomina mecz piłkarski, w którym drużyna narodowa schodzi z boiska w 30. minucie, a resztę meczu muszą dograć kibice.
Państwo mówi: „Chcesz mieć ciepło? Kup pompę. Chcesz prąd? Załóż panele. Chcesz bezpieczeństwo? Zainwestuj w magazyn energii”. A jak nie masz pieniędzy – twój problem. Zamiast taniej, stabilnej energii – koszty przerzucone na obywatela.
Ale to nie wszystko. Władza lubi chwalić się „programami wsparcia”. Tyle że program „Czyste Powietrze” od początku był polem do nadużyć, a tysiące ludzi zostało z ręką w nocniku. Bo co z tego, że ktoś dostał dofinansowanie do pompy ciepła, jeśli rachunki zimą okazują się wyższe niż przy starym piecu? No tak, ale teraz jest EKO, bo jego pompa ciepła korzysta prądu wytworzonego w elektrowni węglowej 😉
Ponadto tak szumnie reklamowy program „Czyste Powietrze” ma tam wspaniale skonstruowane progi dochodowe, że aby skorzystać z najwyższego poziomu dofinasowania, to dochód na osobę w gospodarstwie domowym nie mógł przekraczać 1090 zł (dane z 2024 roku). Obecnie ten próg dochodowy został podniesiony do 1300 zł.
Do tego Polska ma dziś jedne z najwyższych cen energii w Europie – ok. 1,20–1,50 zł/kWh. Dla porównania: w Szwecji czy Francji, gdzie energia pochodzi z atomu, ceny są dwa razy niższe. I to jest prawdziwy dramat: obywatel w Polsce płaci więcej, a dostaje mniej.

Rozdział 7. Dom Frankensteina
Energetyczny koszmar za własne pieniądze
Weźmy klasyczny polski dom jednorodzinny z lat 80. Najczęściej klasyczna kostka, piec w piwnicy, drewutnia za stodołą. Proste, tanie, przewidywalne. Dziś ten sam dom, po „zielonej modernizacji”, wygląda jak laboratorium dra Frankensteina:
- na dachu panele fotowoltaiczne,
- obok mała turbina wiatrowa, która huczy jak silnik traktora,
- w ogrodzie beczki na deszczówkę, jakbyśmy szykowali się na suszę stulecia,
- w piwnicy magazyn energii wielkości szafy,
- w pokojach podłogówka zamiast kaloryferów,
- a nad wszystkim czuwa pompa ciepła, która zimą zamienia się w zwykłą grzałkę elektryczną.
To nie jest dom, to energetyczny koszmarek – poskładany z różnych technologicznych części, które w teorii miały działać razem, a w praktyce gryzą się wzajemnie. A koszt? Setki tysięcy złotych, które zwracają się – jeśli w ogóle – za 20–30 lat. Można nie dożyć 😉 Czyli mniej więcej wtedy, kiedy sprzęt nadaje się już do wymiany.
I teraz najlepsze: wszystkie te zabawki wcale nie gwarantują bezpieczeństwa. Bo w słoneczny dzień sieć nie przyjmuje nadwyżek, w bezwietrzny dzień wiatrak stoi, a zimą pompa prosi o litość. Obywatel, zamiast spokoju, rwie włosy z głowy widząc rachunki. Zamiast komfortu – ma rolę technika, który codziennie dogląda swojej mini-elektrowni.
A przecież dom nie ma być elektrownią, tylko domem – miejscem, w którym masz odpoczywać. Tymczasem w Polsce coraz częściej wygląda jak warsztat szalonego naukowca, który dostał za dużo grantów.
👉 Koszty domu Frankensteina:
- Pompa ciepła: 35–75 tys. zł + przeróbki instalacji (ogrzewanie podłogowe, bufor, zbiorniki) – razem nawet 100 tys. zł.
- Fotowoltaika 7–8 kW: 30–40 tys. zł.
- Magazyn energii: 20–30 tys. zł.
- Ewentualnie kolektory słoneczne: 10-16 tys. zł
- Roczny przegląd pompy ciepła: 500–800 zł.
To razem daje kwotę rzędu 150–200 tys. zł, czyli niemal równowartość małego mieszkania w mniejszym mieście.

Rozdział 8. Gigantomania kontra codzienność milionów ludzi
Państwo odwraca wzrok i uwagę od realnych problemów
Na tym tle kontrastuje to, w co państwo naprawdę inwestuje. Bo kiedy zwykli ludzie mają walczyć z rachunkami, państwo pakuje setki miliardów złotych w gigantyczne projekty: Centralny Port Komunikacyjny, szybkie koleje, pomniki narodowego prestiżu.
CPK ma kosztować ponad 130 miliardów złotych. Tyle że nikt nie pyta: dla kogo to lotnisko? Bo większość Polaków nie lata samolotami co tydzień. Ba, wielu z nich nie stać na Pendolino – już dziś bilety kosztują tyle, że przeciętna rodzina wybiera samochód, bo wychodzi taniej.
Statystyka – tylko 6.5% spośród latających Polaków korzysta z lotów długodystansowych, do których można wykorzystać CPK. Są to zwykle bardziej zamożni turyści poszukujący egzotycznych czy unikalnych miejsc. Większość Polaków, którzy korzystają z lotów, lata na krótsze dystanse w Europie, gdzie loty punkt-punkt są najczęściej wybierane. Ok. 45,4% podróżujących Polaków wybiera kierunki europejskie z dostępem do licznych tanich połączeń lotniczych i wygodnych bezpośrednich lotów z lotnisk regionalnych.
Jednocześnie są w Polsce całe osiedla, gdzie gaz dociągnięto do połowy wsi, a druga połowa od 20 lat prosi bezskutecznie o nitkę gazociągu. Państwo mówi: „Nie ma pieniędzy”. Ale na CPK – są. Na szybką kolej – są. Na prestiż zawsze się znajdą. I nie tylko, bo przecież wiadomo, dlaczego tłuste koty tak pragną dużych inwestycji 😉
To pokazuje priorytety: pomniki dla polityków ważniejsze są niż codzienność obywateli. Zamiast realnej pomocy dla ludzi, którzy dziś płacą najwięcej za energię, mamy monumentalne wizje dla garstki uprzywilejowanych. I to jest prawdziwy absurd – państwo bardziej dba o to, by ministrowie mogli przeciąć wstęgę, niż o to, by zwykły Kowalski a konkretnie miliony Kowalskich w domach jednorodzinnych mieli ciepło w domu zimą.

Rozdział 9. Polityczna karuzela i energetyczne mydlenie oczu
Nawijanie makaronu na uszy
Gdyby ktoś zrobił konkurs na najbardziej nieodpowiedzialną klasę polityczną w Europie, Polska miałaby medal. Co kadencja, nowi ministrowie i ministry (a może ministranci, hmm ;), nowe „strategie”, nowe pomysły. Raz królują pompy ciepła, raz fotowoltaika, teraz na tapecie mamy przydomowe wiatraki. Lobbyści tylko zacierają ręce: kto głośniej krzyknie, ten dostaje dotacje.
Politycy zajmują się propagandą – przecinają wstęgi, ogłaszają „sukcesy”, organizują konferencje prasowe. Ale nikt nie ma odwagi powiedzieć ludziom prawdy: nie mamy spójnej, długofalowej strategii energetycznej. Mamy festiwal łatanych programów, które działają do najbliższej zmiany rządu.
Kto na tym cierpi? Zwykły obywatel. Ten, który zamiast stabilnych rachunków dostaje taryfę dynamiczną. Ten, który zamiast taniego gazu musi słuchać bajek o „zielonej rewolucji”. Ten, który zimą nie wie, czy lepiej włączyć pompę, czy rozpalić w starym piecu, bo jedno i drugie zrujnuje budżet.
To nie jest transformacja – to energetyczna rosyjska ruletka, w której zawsze wygrywa dostawca technologii a przegrywa obywatel.

Rozdział 10. Zielona pułapka czy skok na kasę?
Bo w gruncie rzeczy chodzi zawsze o to samo – pieniądze. Transformacja energetyczna w Polsce to nie jest żaden wielki plan ratowania planety. To system dojenia obywateli, w którym każdy ma swoją działkę:
- Producenci pomp ciepła – złoty interes, nawet jeśli sprzęt nie działa w polskich realiach.
- Branża fotowoltaiczna – miliony paneli, które za 15 lat ze względu na konieczność utylizacji będą problemem większym niż dzisiejszy węgiel.
- Lobbyści od przydomowych wiatraków – kolejny absurd, kolejny rynek do wysysania pieniędzy.
- Politycy – punktują na konferencjach i zdjęciach z unijnymi flagami.
A obywatel? Ma płacić. Ma się dostosować. Ma siedzieć cicho.
Ale ile można? Ile razy jeszcze Kowalski ma słyszeć, że „transformacja to konieczność”, skoro w praktyce oznacza ona rachunki, kredyty i dom przypominający warsztat Frankensteina? Ile razy jeszcze mieszkańcy wsi mają być traktowani jak obywatele drugiej kategorii, którym zamiast stabilnego ciepła daje się katalogi pomp i paneli?

👉 Porównanie cen energii elektrycznej dla gospodarstw domowych w Europie (Eurostat, 2024)
Lp. | Kraj | Cena w PPS (za 100 kWh) [Eurocenty] |
1 | Czechy | 38,7 |
2 | Cypr | 37,9 |
3 | Niemcy | 35,93 |
4 | Włochy | 34,88 |
5 | Polska | 33,49 |
6 | Portugalia | 31,56 |
7 | Łotwa | 29,67 |
8 | Irlandia | 29,12 |
9 | Dania | 28,95 |
10 | Grecja | 28,15 |
11 | Hiszpania | 25,17 |
12 | Finlandia | 24,87 |
13 | Francja | 23,86 |
14 | Belgia | 23,76 |
15 | Słowenia | 23,12 |
16 | Holandia | 22,89 |
17 | Austria | 22,78 |
18 | Bułgaria | 21,76 |
19 | Szwecja | 20,73 |
20 | Estonia | 19,97 |
21 | Słowacja | 19,91 |
22 | Norwegia | 19,77 |
23 | Rumunia | 19,77 |
24 | Islandia | 18,1 |
25 | Chorwacja | 17,92 |
26 | Litwa | 17,13 |
27 | Węgry | 17,1 |
28 | Luksemburg | 15,43 |
29 | Malta | 14,3 |
Rozdział 11. Nie wszystko złoto, co się świeci
Atom vs. węgiel bez ETS
Zanim zaczniemy śpiewać hymn pochwalny o atomie, warto spojrzeć prawdzie w oczy: energia jądrowa wcale nie jest najtańszym panaceum. Według rządowych dokumentów, koszt prądu z pierwszej elektrowni jądrowej (Choczewo / Lubiatowo-Kopalino) ma wynieść około 470–550 zł/MWh — i to w scenariuszu optymistycznym.
Jednak polityczna rzeczywistość może doprowadzić do tego, że finalna cena osiągnie poziomy 600–680 zł/MWh, gdy odbiją się skutki opóźnień, wzrostu kosztów budowy czy osłabienia złotego.
Tymczasem… węgiel, ten sam, którego Polska broni jak relikt narodowej tożsamości, bez kosztów emisji CO₂ jako źródło energii jest niezwykle absurdalnie. Oczywiście nie węgiel wydobywany w Polsce, bo poza kopalnią w Bogdance koszty jego wydobycia w pozostałych kopalniach są absurdalnie wysokie i do każdej tony kopalnie (a tak naprawdę to my jak obywatele) dopłacamy 300 zł(!). Wydobycie w polskich kopalniach kosztuje 800 zł/t, a Polsce wydobywa się rocznie 40-50 mln ton. Dla przypomnienia – cena tony węgla na giełdzie w Rotterdamie na dzień 18.08.2025 wynosi 99.4 USD czyli 362.20 zł (!).
Analizy Banku Pekao wskazują, że opłaty za emisje stanowią aż 59–68 % całkowitego kosztu produkcji energii z węgla. Przykład: jeśli nowy węglowy blok generuje koszt 358 zł/MWh, to jedynie 133 zł/MWh to realny koszt produkcji — a reszta to opłata ETS.
Żeby było zabawniej: gdyby nie te unijne opłaty, energia z węgla byłaby około trzykrotnie tańsza od atomu — a to już nie jest patriotyzm, to jest czysty paradoks.

Ale uwaga — to nie jest apel za powrotem do węgla
Emisje CO₂ to nie tylko rachunek — to zdrowie, jakość powietrza i klimat. Polska płaci już miliardy za uprawnienia: PGE w 2023 roku przewiduje wydatek ok. 26 mld zł, a luka budżetowa w ETS w 2022 sięgnęła 33 mld zł.
Jednak pełny bilans (LCOE*) pokazuje, że patrząc tylko na ewidentny koszt produkcji, bez zdrowotnych, środowiskowych, systemowych obciążeń, węgiel w porównaniu z atomem wypada lepiej – koszt wytworzenia 1 MWh z węgla jest niższy niż z atomu. Niemniej z drugiej strony raport KE i Europejskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej stwierdza jasno: jeśli uwzględnić wszystkie koszty, węgiel staje się droższy niż wiatr na lądzie. Ale bez opłat za prawa do emisji byłby najtańszym źródłem energii.
Co z tego wynika?
- Nie złudzenie, nie wiara — chłodna kalkulacja. Atom ma być wsparciem, nie bajką — ale jego koszt jest znaczny i zależy od polityki oraz rządowej logiki finansowania.
- Węgiel bez ETS mógłby być tani, ale jego konsekwencje przekraczają cenę. W normalnym bilansie, zdrowie i klimat też się liczą — a koszty ekologii są realne, choć trudne do skalkulowania.
- Transformacja nie może opierać się na biciu rekordów subwencji, a ludzie powinni wiedzieć, za co naprawdę płacą.
* LCOE, czyli „Levelized Cost of Electricity” (wyrównany koszt energii), to wskaźnik służący do oceniania i porównywania kosztów produkcji energii elektrycznej z różnych źródeł w całym okresie życia elektrowni.
Prosto mówiąc, LCOE pokazuje, ile średnio kosztuje wyprodukowanie 1 kWh energii, biorąc pod uwagę wszystkie wydatki związane z budową, eksploatacją i utrzymaniem danej elektrowni przez cały jej czas pracy.

Zakończenie – bez taryfy ulgowej
Transformacja energetyczna w Polsce to nie zielona rewolucja. To zielona pułapka. To skok na kasę w biały dzień. Zamiast taniej energii – mamy najdroższy prąd w Europie. Zamiast strategii – licytację lobbystów. Zamiast państwa dbającego o obywateli – państwo, które umywa ręce i przerzuca koszty na ludzi.
I tu trzeba powiedzieć jasno: tak dalej być nie może. Bo transformacja energetyczna robiona przeciwko obywatelom nie jest transformacją – jest katastrofą. Polska potrzebuje atomu, gazu jako paliwa przejściowego, stabilnych cen i uczciwej polityki. Potrzebuje państwa, które nie traktuje swoich obywateli jak królików doświadczalnych w eksperymencie z taryfami dynamicznymi. Nie potrzebuje także populizmu w rodzaju usilnej obrony nierentownych polskich kopalń.
Dom ma być miejscem, w którym człowiek odpoczywa, a nie elektrownią Frankensteina. Obywatel ma być klientem państwa, a nie jego bankomatem. Energia ma być tania i stabilna, a nie być luksusem, którego użycie planuje się jak wakacje w tropikach.
Politycy lubią mówić o „odpowiedzialności za przyszłe pokolenia”. Ale największą odpowiedzialnością dziś jest nie doprowadzić do tego, by zwykli ludzie zbankrutowali w imię „zielonej rewolucji”. Jeśli tego nie zrozumieją – to nie będzie żadnej transformacji. Będzie tylko kolejny rozdział w historii polskich absurdów, który ktoś kiedyś nazwie po imieniu: największy skok na kasę XXI wieku.

Podcast: Zielona pułapka – jak Polska tonie w energetycznym absurdzie
Posłuchajcie podcastu, w którym pokazujemy absurdy polskiej transformacji energetycznej.

Polecamy
- Greenwashing – Ekościema
- Człowiek zabójca zwierząt
- Człowiek przyczyną zagłady gatunków
- Historia wymierania gatunków
- Zwierzęta wymarłe w XXI wieku
- Zwierzęta wymarłe w XX wieku
- Przyczyny masowych wymierań
- Masowe wymierania gatunków – Wielka 5
- Masowe mniejsze wymierania gatunków
- Najbardziej zagrożone gatunki ssaków – Top 10
- Najbardziej zagrożone gatunki ptaków – TOP10
- Opracowania
- Wymieranie