Japonia – tętniące życiem ulice Tokio
Japonia – ulice Tokio
Kiedy myślę o ulicach Tokio to, jako pierwsza nasuwa mi się tylko jedna myśl i jest ona ściśle związana z jednym słowem – tłok. Kiedy myślę o tokijskim tłoku to, jako pierwsza nasuwa mi się tylko jedna myśl i jest ona ściśle związana z jednym słowem – ludzie. Jim Morrison śpiewał swego czasu, że „people are strange when you’re a stranger…” i… o rany, co tu się dzieje! Kogo i co tu można spotkać w Tokio, wychodząc z domu tylko od niechcenia na „niewinny” spacer? Sprawdźmy!
Zamaskowani*
Tokio, jako jedno z niewielu na świecie jest miastem nieco „zamaskowanym”. W związku z tym, na jego ulicach nie brakuje tych, co idą sobie „bez twarzy”. Bynajmniej nie mam tu na myśli wpływów kultury arabskiej, bo chodzi mi o jednorazowe maski typu sanitarnego, które mają tutaj powodzenie bez względu na płeć, czy wiek. Białe, czarne, o różnym kroju, materiale i jakości wykonania, zakładane są w Tokio z kilku powodów – każdy ich entuzjasta na pewno ma swój i nim się też kieruje.
Jak powszechnie wiadomo praca dla Japończyka, to bardzo ważna sprawa i sprawie tej poświęca on codziennie prawie cały swój czas. W Tokio wszystko kręci się wokół biznesu, który jest niemiłosierny – jak pracujesz to żyjesz a jak za dużo chorujesz, to wypadasz z gry. Nie ma czasu na leżenie w łóżku i zwolnienia, dlatego maska odgrywa tu tak istotną rolę. Otóż za jej sprawą rozwiązywane są dwie, często bardzo problematyczne dla człowieka kwestie, bo pozwala ona nie zarażać innych lub też nie zarazić się od innych.
W związku z tym maskę noszą ci, co już są przeziębieni, którzy nie chcą przenosić swego nieszczęścia na innych a także ci, którzy wciąż są jeszcze w formie i tylko zapobiegają ewentualnemu nieszczęściu. Może i wygląda to dziwnie, ale sama się przekonałam, że kiedy Japończyk psika to nie ma zmiłuj – głośno, siarczyście – dobrze, że nie widać, co się wówczas wszędzie rozprzestrzenia. Jestem przekonana, że przy takim odrzucie zaraza śmiało położyłabym do łóżek cały wagon metra, na co najmniej dwa tygodnie.
Długo myślałam, że maska to tylko rozwiązanie w kwestii zdrowotnej, jednak z błędu wyprowadził mnie mój nastoletni syn. Jak się okazuje obecnie także jest z nią związana cała młodzieżowa, tokijska subkultura, bo jest ona ponoć nieodzownym elementem garderoby młodego, „cool” japońskiego luzaka/przystojniaka, a z moich obserwacji wynika, że dotyczy to również i dziewczyn.
Kogo się można spodziewać?
Gdy wychodzisz na ulicę w Tokio możesz naprawdę wiele spodziewać się po różnorodnym tłumie. Jedno jest pewne – każdy się stara i dlatego jest elegancko z tym, że każdy tę elegancję naprawdę inaczej tu pojmuje. Nie chodzi o to, że ktoś lubi czarny a inny różowy. Nie chodzi o to, że ktoś lubi koronkę a inny falbanki. Tu się kreują prawdziwe postaci, a zjawisko to jest tak dziwne, że nie wiesz często, czy jesteś w bajce, czy w kosmosie!
„Dziwolągi”
Najwięcej „dziwolągów” można spotkać w Harajuku, które powszechne uznane jest za młodzieżową dzielnicę Tokio. Tutaj każdego dnia kreatywna, japońska młoda społeczność daje upust swojej modowej wyobraźni. Osobiście wiele widziałam, ale szczerze mówiąc nie wyobrażałam sobie, że sprawy mogą iść aż tak daleko. W sumie bardzo ciężko to wszystko opisać. Faceci wyglądają jak kobitki. Kobitki przypominają lalki, lolitki lub inne „Krystyny dominy”, a mnie zastanawia tylko jedno – skąd do diabła oni wszyscy biorą te ciuchy, o których w dużej mierze świat zapomniał, a także wszelkie inne eksponaty?
Niewyobrażalne buty, fikuśne okulary i pokaźne łańcuchy, to atrybuty na porządku dziennym… no i jak w ogóle „duża dziewczynka” może chcieć dobrowolnie wyglądać niczym przedwojenna, porcelanowa lala? Wskazujący makijaż, dwa kucyki, tiulowa, bezowa sukienka, podkolanówki i małe lakierki, wszystko w infantylnych pastelowych kolorach, w kwiatki, w serduszka, w kokardki, falbanki i koronki.
W takie cuda często przystrojona jest aż do bólu 20 – 30 latka tak, że czasem aż robi się naprawdę słabo! Najfajniejsze jest to, że nikt nie zwraca na takie zjawiska najmniejszej uwagi i każdy czuję się tu swobodnie i każdy może być sobą. Może jestem niesprawiedliwa, ale często tak sobie myślę, że tego typu osoby przechadzające się w takich kreacjach w Polsce zwyczajnie by „zarobiły” i wcale nie mam tu na myśli kwestii finansowych.
Gejsze
Jeśli już mówimy o przebraniach, to na pewno warto opisać inne tego typu zjawisko. Jednak w tym przypadku to takie zjawisko, przed którym osobiście chylę czoła. Jest to pokłosie dawnych czasów, pomost wiążący zamierzchłą historię Japonii z jej współczesnością. Jest majestatyczne, jest osobliwe, jest Gejszą (przynajmniej z wyglądu)! Wyłaniają się one głównie w niedzielę i wyglądają jak żywcem wyciągnięte z „Shoguna” lub serialu „Oshin”.
Mają ozdobne kimona, śnieżnobiałe skarpety i trudne wyzwanie na stopach – drewniane japonki na dziwnych kołkach, które innym wydają się dawać niemal stu procentową pewność na utratę zębów a nawet życia. Do tego wszystkiego mają wspaniałe fryzury i odpowiednie, jakże niecodzienne, makijaże – sztos! Po mojemu, to one w tych strojach ze świątyń wracają no, bo skąd niby w takim niecodziennym stroju i to akurat w niedzielę można wracać?
Papierowe torby
Tokio to eleganckie miasto i gołym okiem widać, że wszyscy się tutaj starają, by zawsze dobrze wyglądać. Bez względu na to, jak to komuś wychodzi bardzo cenię tych ludzi za to, że każdego dnia pragną się należycie prezentować. Nie każdy nosi się tu na bogato, choć jak cała Azja, tak i Japonia lubuje się w „high – fashion”. Każdy jednak ubierając się we własnym zakresie finansowym bardzo stara się dopracować wszelakie szczegóły.
Na uwagę zasługuje tutaj dość dziwny zwyczaj noszenia mocno firmowych, papierowych toreb. Swego czasu zaobserwowałam to ekstremalnie częste zjawisko i byłam przekonana, że wszyscy notorycznie biegają do drogich sklepów i kupują niczym świeże bułeczki różne rzeczy po kilka tysięcy złotych każdego dnia.
Nie mogąc się nadziwić ową nagminnością, nie mogąc okiełznać swej ciekawości zaczęłam „zapuszczać dyskretnego żurawia” do wnętrza tych toreb – chciałam się przekonać, co też takiego ciekawego w sobie niosą. Spodziewałam się kartonowego pudełka z kokardką, lecz ujrzałam picie, jedzenie, notatniki, obuwie i inne podręczne przybory codziennego użytku, które człowiek ma ochotę zabrać ze sobą na przykład do pracy.
Japończyk robi zakupy w niewyobrażalnie drogim sklepie, a opakowanie po takich zakupach doskonale mu się sprawdza jako elegancka forma codziennego taszczenia wszelkich drobiazgów z miejsca na miejsce. Z jednej strony dziwne i może troszkę śmieszne, a z drugiej strony pomysłowe i wolę tak, niż codzienny widok kanapek wpakowanych w torbę ze spożywczej sieciówki, niedbale zwiniętych pod pachą tych, co w naszym kraju wstają skoro świt.
Dzieci
Ulice Tokio wypełniają nie tylko dorośli, ulice Tokio wypełniają też dzieci. Dziwna sprawa z nimi i jak na nie spoglądam, to zawsze mi jakoś ich szkoda. A żal mi ich szczególnie zimą. Ta pora roku, choć znacznie krótsza i lżejsza niż w Polsce, też potrafi dać zdrowo „popalić”. Najgorsze są tutaj wiatry – silne i zamrażające (przynajmniej mnie) od stóp do głów. W środku takiej sytuacji częstym widokiem jest niemowlę bez czapki, kurtki a i nierzadko z gołymi stopami.
Kolejnym dziwnym zjawiskiem są dzieci w wieku szkolnym, które bez względu na porę roku zawsze noszą podkolanówki! Nie mam pojęcia, o co tu biega? Jednak trzęsąc się często z zimna smagana mroźnym wiatrem, dziwię się japońskim rodzicom i ich ogromną chęcią hartowania swoich pociech.
Kolejna sprawa, to przedszkola. Kiedy dzieci zabierane są na spacer, to wsadza się je w specjalny wózek, który wygląda jak mini wagon podzielony na wąskie sektory, a w każdym sektorze mały człowieczek – nie siedzi lecz stoi. Całą drogę tylko stoi! Stoi i patrzy na mijający go świat. Pomysłowe, bo opiekunka w bezpieczny sposób „wietrzy” całą grupę, mając ją ciągle pod ręką. Fakt, iż w sektorze mało jest miejsca a dziecko tkwi w nim niczym kołek, obchodzi chyba tylko mnie.
Jak się już tak długo pochodzi po tych wszystkich ulicach, ponapawa wzrok innymi uczestnikami tokijskiego ruchu, to na bank zaburczy w brzuchu. Ja robię się w takich chwilach nieco nerwowa. Starając się zapobiegać tej pokarmowej agresji dbam, by w porę dostarczyć sobie kawę, słodkości lub też wrzucam na ruszt coś konkretnego. Czas na „szamanko” w tutejszych restauracjach, barach, czy kawiarniach! Chodźcie ze mną, zapraszam! Ale o tym, w następnym tekście 🙂
Leila
———-
*Artykuł powstał na początku 2019 roku, zatem jeszcze przed pandemią COVID19, więc rozdział „zamaskowani” dotyczy sytuacji, w której Japończycy normalnie noszą na twarzach maski.
Polecamy
- Podróże DinoAnimals
- Opracowania
- Parki Narodowe
- Wodospady
- Jeziora
- Góry
- Jaskinie
- Rzeki
- Oceany
- Morza
- Wulkany
- Wielkie miasta