Japonia – ekskluzywne zakupy
To, że dziwny jest ten świat już chyba wszyscy wiemy! Tym jakże znanym, choćby nawet z tekstu ponadczasowej, polskiej piosenki stwierdzeniem, zapewne nie dokonałam jakiegoś większego odkrycia. Bezustannie dziwimy się wielu rzeczom żyjąc we własnym kraju, więc tym łatwiej ulegamy zadziwieniu będąc gdzieś w Europie. Idąc dalej, w takim razie zupełnie naturalne jest również doświadczanie częstego zdziwienia wynikającego z pobytu na zupełnie innym kontynencie. Przebywałam i dziwiłam się, jednak nigdzie tak bardzo świat nie „rozłożył mi tego odczucia na łopatki”, jak w Japonii.
Tokio
Od kilku lat mieszkam w Tokio, gdzie me nieustanne zdziwienie ma różne oblicza, wciąż wywołujące we mnie często skrajne reakcje. Czasem się rozbawię, a czasem skrzywię. Czasem napawam darowaną mi wygodą, a czasem zastanawiam się, po co mi taka udręka? Czasami podziwiam i żałuję, że świat nie bierze przykładu, czasami wręcz zapieklam się nad pewną ciemnotą i paradoksalnym zacofaniem panującym w tak rozwiniętym kraju. Czasem zwyczajnie nie rozumiem, a czasem współodczuwam i podziwiam.
Wiem, powinnam się już zapewne przyzwyczaić! Próbuję, jednak nie wydaje mi się, bym była w stanie tak do samego końca przerobić w sobie ten proces. Japonia, to jednak zbyt dziwny dla mnie kraj i choć mimo wszystko odnajduję się tu, i choć jest mi tu naprawdę dobrze, to w pewnym sensie wciąż czasem płacę za ten pobyt pewną cenę.
O zakupach „exclusive” a także o tym, o czym nie ma w nich mowy…
W Tokio dziwnie jest niemal wszędzie, dlatego niniejszą opowieść pozwoliłam podzielić sobie na części. Rozpocznę od opisania pewnego rodzaju inności panującej w japońskich sklepach. Pierwszą część swego dłuższego wywodu poświęcę prawdziwym tokijskim salonom modowym i postaram się zobrazować jak wygląda tutaj proces nabywania pożądanego przez klienta produktu.
Zaryzykuję stwierdzenie, że w dzisiejszych czasach nikt lepiej nie traktuje klienta, niż japońska wysoko kwalifikowana kadra pracownicza. Dalej będę ryzykować i napiszę, że potencjalny klient nigdzie nie będzie czuł się lepiej dopieszczony, niż w japońskich sklepach, które często są bardziej eleganckie niż ich europejskie, czy amerykańskie odpowiedniki.
Wszędzie jest kulturalnie, sympatycznie a co najważniejsze, niewiarygodnie usłużnie. Oczywistym jest jednak fakt, że im bardziej prestiżowy salon, tym lepiej cię dopieszczają – w ekstremalnych warunkach naprawdę można się poczuć jak gwiazda, szejk arabski lub dowolnie inny „ważniak” finansowy. Dzieje się tak przede wszystkim za sprawą bogatego anturażu, który dopełniają detale. Mawiają przecież, że „diabeł tkwi właśnie w szczegółach” i Japończycy to dobrze wiedzą.
Odźwierni
Nie ma mowy, aby klient w drogim sklepie sam sobie otworzył drzwi – robi to specjalnie do tego przeznaczony pan a czasem dwóch, najczęściej przyodzianych w czarne garnitury i białe rękawiczki. Ich całodzienne zadanie – stać prosto, elegancko otwierać i zamykać podwoje sklepu, a także kulturalnie klientów witać, żegnać, dziękować, kłaniać się i nienachalnie się do nich uśmiechać.
Moim zdaniem to ciężka, fizyczna praca. Jak dla mnie – nie do wykonania. Jestem pełna podziwu dla tych osób i ich ogromnego zaangażowania, z jakim podchodzą do swoich obowiązków. Niby nic, a jednak tak sobie myślę, że dzięki ich inwencji niejeden gość takiego salonu już przy samym wejściu może poczuć w sobie moc króla życia.
Asystent (asystenci) sprzedaży
Nie ma mowy, aby klient w drogim sklepie samowolnie się poruszał – robi to w towarzystwie asystenta, który natychmiastowo po przekroczeniu progu eleganckiego salonu przywiera do niego niczym jego własny cień i jeździ z nim od piętra do piętra, przynosząc dosłownie na zawołanie wszystko to, co tylko ten sobie zażyczy.
Nie ma mowy, aby klient w drogim sklepie samodzielnie przymierzył buty – pomaga mu w tym jego asystent, który klęcząc tuż przy jego stopach, misternie nakłada obuwie – sprawdza, dopasowuje i wiąże, gdy tylko dany model wybranego buta tego wymaga. Warto też podkreślić, że asystent będzie też dosłownie klęczał przed klientem, gdy tylko ten zapragnie usiąść. Myślę, że chodzi tutaj o bezwzględny komfort kupującego i właściwe, usłużne pozycjonowanie się względem jego osoby, bo nie ma mowy, aby klient w drogim sklepie nie patrzył na sprzedawcę z góry – na szczęście jednak bardziej dosłownie, niż w przenośni.
Katering na zakupach
Nie ma mowy, aby klient w drogim sklepie siedział o tzw. „suchym pysku” w momencie, gdy się już zdecyduje na jakikolwiek zakup. Podczas, gdy pije kawę, szampana lub cokolwiek sobie zażyczy, gdzieś w zacisznej oddali sklepu dokonuje się wielki proces pakowania (opiszę go później).
„Tragarze”
Nie ma mowy, aby klient w drogim sklepie otrzymał zakupiony produkt zaraz po zapłacie. Wszystko, w co zainwestował otrzymuje przy wyjściu, bo nie ma też mowy, aby się nadmiernie męczył i taszczył cokolwiek pokonując tę drogę – robi to jego „sklepowy cień”, który idąc za nim jak w orszaku, przetrzymuje jego nowy nabytek. Nie próbuj mu zabrać, nie odda! Sama sprawdziłam – będąc jeszcze w sklepie zapragnęłam przedwcześnie i namacalnie zacząć się cieszyć – nie pozwolił!
Anturaż
Najlepsza jest jednak sama końcówka związana z procesem przekazywania własności. Podobnie jak karta płatnicza, gdy nie ma specjalnej tacki (opowiem o niej później), piękna torba z pożądaną przez klienta zawartością przekazywana jest mu nie inaczej jak oburącz. Temu procesowi towarzyszą powtarzające się i niekończące podziękowania, a także inne dowody wdzięczności okazywane na przykład za pomocą majestatycznego „przodoskłonu” głowy. To wszystko otrzymujesz w pakiecie, w sklepie tuż przy wyjściu i mylisz się myśląc, że to koniec przedstawienia – „Show must go on”!
Pożegnanie ze sklepem
Gdy już w końcu uda ci się odebrać to, co twoje, gdy wychodzisz by wypuścić powietrze, którym tak bardzo nadałeś się przebywając przez chwilę w tym ekskluzywnym „świecie”, gdy jedyną rzeczą, którą pragniesz zrobić to tylko swobodnie pooddychać wolnością ulicy, twój „sklepowy cień” wychodzi za tobą na zewnątrz i jeszcze przez kilka minut możesz każdorazowo odwracając się zobaczyć jak stoi i bezustannie kłaniając się w pół, starą japońszczyzną dziękuje ci za zainteresowanie salonem, w którym ma ten jakże ogromny zaszczyt pracować. Odwracałam się, bo nie mogłam uwierzyć! A może on tam stał, bo ja się odwracałam? Sama już nie wiem… na chwilę zwariowałam od tego!
Tak mniej więcej wyglądają w Tokio zakupy wysokich lotów, a i te nieco niższe są odpowiednio „odjechane”.
Zdaję sobie sprawę, że niektóre opisane powyżej zachowania to pewne stereotypy charakterystyczne dla polityki postępowań salonów danej firmy, która ma swoje punkty w wielu zakątkach naszego globu. Miałam okazję korzystać z takich usług w przeróżnych miejscach na świecie i wiem, że nigdzie nie czułam się tak wyjątkowo jak tu, bo nigdzie się nie podchodzi tak pieczołowicie do pracy i klienta, jak w Japonii.
Leila
Najpierw myślałem że nasz wulkan z japoni to góra. Dziękuje za ten artykół:)