Japonia – zakupy „ordinary” i o tym, że też są trochę „odjechane”
Wcześniej było „exclusive”, więc teraz dla równowagi czas na tzw. „ordinary”. Tutaj rozczarowanie – myli się ten, kto myśli, że można w końcu z ulgą odetchnąć od wcześniej opisanej bufonady. Jestem sobie zwykłym człowiekiem, dlatego częściej bywam w miejscach przeznaczonych na zakupy dla zwykłych ludzi a do wcześniej opisanych „domów wariatów” zaglądam tylko okazyjnie. Kupując jednak w zwykłych sklepach w Tokio, zarówno tych odzieżowych, jak i gospodarstwa domowego a nawet spożywczych, nie można przeoczyć pewnych spraw dziwnych tak, jak ten cały tutaj świat.
Przymierzalnia
Jak już sobie pooglądasz no i coś wybierzesz, to zawsze do niej trafiasz. Pomyślicie pewnie, co też można ciekawego napisać o miejscu tak banalnym, jak sklepowa przymierzalnia i co też takiego dziwnego może się wydarzyć, gdy zwyczajowo zechcesz z niej skorzystać? Co też takiego innego dzieje się w Tokio za tzw. sklepową kotarą? Oj, dzieje się, dzieje! Pewnego razu coś wybrałam, więc zapragnęłam się w to próbnie przyodziać, no i się „zderzyłam”.
Pierwszym szokiem, tuż przed wejściem do przymierzalni był instruktaż sklepowego asystenta, który natychmiast odbiera od ciebie wszystko, co trzymasz w garści i odwiesza to w miejscu przeznaczenia twej przymiarki.
Zasada numer jeden – bez względu na to, co przymierzasz i nie ważne – spodnie, czy bluzka musisz ściągnąć obuwie przed wkroczeniem w to ustronne miejsce. Czy pod nogami twardawy kafelek, czy mięciutka wykładzinka, to chcąc się dostać do środka, wyskakujesz z buta. Nie ma rady – pilnują, dlatego swe trzewiki zostawiasz przed wejściem.
Zapytasz może – co, gdy człowiek na przykład mierzy garnitur i chce się zobaczyć w „pełnej zbroi” tzn. w butach, a nie tylko w skarpetach? Tutaj powiem „spoko”, przymierzalnie Tokio są na to gotowe. Sklepowe, próbne buty – oto całe rozwiązanie. Ustawione grzecznie, rzędem czekają na klienta, stojąc u wrót sklepowych „próbnych kanciap”. Damskie, męskie, do wyboru, do koloru można z nich swobodnie korzystać. O co chodzi? Nieśmigane po ulicach, dają pożądaną czystość sklepowej nawierzchni i jeśli przyszedłeś w trampkach, a chcesz mierzyć coś eleganckiego, to możesz założyć odpowiednie obuwie i zobaczyć, jak wybrane wdzianko prezentuje się na tobie dosłownie w pełnej krasie.
Zasada numer dwa – jeśli zamierzasz przymierzyć koszulę, bluzę, czy sukienkę, a twe oblicze spowija makijaż, to musowo dostajesz worek. Jednorazowy, biały, wykonany z flizeliny. Masz go założyć na swą łepetynkę, po to by przy nakładaniu czy ściąganiu sklepowego ubrania nie pobrudzić go całą tęczą nałożonych na swe oblicze mazideł. Co prawda klient, a raczej w tym przypadku bardziej klientka musi sobie zadać troszkę trudu, ale dzięki temu towar jest zawsze czysty i kolejna osoba może przymierzyć go bez większych oporów.
Pakowanie
Japończycy mają fioła na punkcie wielu rzeczy, a pakowanie/opakowania są tutaj w samej czołówce. Dla zobrazowania sytuacji, podam przykłady.
Kupiłam sobie gumkę – zwykłą, czarną do włosów. Nie mogłam później uwierzyć, że więcej czasu zajęło mi jej odpakowanie, niż mój powrót po jej zakupie do domu. Wyglądało to mniej więcej tak – gumka w zaklejonej folii, folia w zaciągniętym woreczku, woreczek w pudełeczku – wstążeczka. A to wszystko w małej, papierowej siateczce, która (jak zawsze tutaj siateczki) ma razem sklejone rączki. Rączki są chyba sklejone po to, by nic z tej siateczki nie wypadło lub też, by nikt wścibski na ulicy do niej przypadkiem nie zajrzał. W takiej sytuacji jakoś tak się mi zdarza, że nigdy nie mogę znaleźć nożyczek, gdy są mi „na gwałt” potrzebne. Jestem raczej niecierpliwa, więc zawsze tracę zdrowie, by te rączki rozłączyć – nigdy nie chcą od razu odpuścić i muszę się zdrowo z tą stawiającą ten silny opór siatką naszarpać, żeby je rozdzielić.
Ostatnio coś mi strzeliło do głowy i kupiłam sobie nowe kieliszki do czerwonego wina. Były dwa, w kartonie. Przy kasie zostały wyjęte – musiałam je obejrzeć i potwierdzić, że widzę, że są całe, że je nadal chcę. Pani obwinęła grubą folią ich nóżki (dlaczego tylko nóżki?) i włożyła z powrotem do kartonu. Karton zakleiła i znów owinęła grubą folią, następnie wylądowały w papierowej torbie, a że akurat padał deszcz, to na papierową torbę pani nałożyła folię i oczywiście zakleiła rączki. Zanim zdążyłam odejść od kasy, pani zauważyła, że mam też inne „obce”, papierowe torby – uznała, że nie mogą moknąć i też starannie zabezpieczyła mi je folią przed padającym na zewnątrz deszczem.
Zapewne to wszystko jest mniej lub bardziej miłe, bo mniej lub bardziej uciążliwe i mniej lub bardziej pożyteczne. Tak, czy inaczej chyba nikt nie zaprzeczy, że mniej lub bardziej, ale jest to troszkę „wariatkowo”.
„Wariatkowo” nie występuje tutaj tylko w tekstyliach i w szkle, bo występuje też i w „spożywce”.
Czy wiecie, że tutaj łatwiej kupić jednego zapakowanego ziemniaka, buraka, marchewkę czy jabłko, niż cokolwiek z tych rzeczy na wagę (szczerze, to jeszcze nigdzie nie widziałam tutaj wagi)? A kto widział do kupienia jedną, misternie zapakowaną truskawkę lub też kromkę chleba? Widziałam i wciąż to widuję, na własne oczy – jedna kromka chleba, a trzy to już notorycznie i bez łaski.
Płatność
Długo obserwowałam i wyszło mi na to, że każde finalizowanie transakcji w tutejszych sklepach to bardzo poważna sprawa. Obsługa jest zawsze niezmiernie wdzięczna za dokonanie zakupów i wcale się z tą wdzięcznością nie kryje. Wyraża ją zarówno w słowach jak i w gestach mowy ciała, do których zaliczyć można wspomniane już przeze mnie wcześniej liczne skłony i pokłony.
Przyznam się bez bicia, że na samym początku mej bytności w Tokio miałam przez jedną, krótką chwilę drobny problem z tym podniosłym procesem, jakim jest zapłata. Otóż drogą wieloletniego przyzwyczajenia, regulując swoje rachunki za dokonane zakupy w tutejszych sklepach zawsze chciałam podać, a czasem nawet próbowałam usilnie (ze znaczącym naciskiem na „usilnie”) podać swą kartę wprost do rąk sprzedawcy. Wpychałam ją, bo wydawało mi się to naturalnym procesem płatniczym.
Takie zachowanie spotkało się jednak z subtelnym wyrażeniem pewnego rodzaju dezaprobaty w wyniku której, pokazano mi tackę! Nieduża, prostokątna, wyłożona gumą z uniemożliwiającymi bezwładny ruch leżącego na nich przedmiotu, drobniutkimi wypustkami. Oto miejsce spoczynku karty – niby drobiazg, a jednak! Z powrotem karta przechodzi tę samą drogę, lub jest podawana kupującemu wraz z rachunkiem. Proces ten odbywa się zawsze oburącz z licznymi podziękowaniami i pokłonami głową.
Przykłady tych handlowych dziwności mogłyby mi się sypać niczym ziarno z dziurawego wora, lecz nie można przecież w nieskończoność siedzieć tylko w sklepach. Wcześniej, czy później trzeba będzie wyjść na ulicę, a ulice Tokio to prawdziwa dżungla rozmaitości i wszelkich dziwności. Chcesz poczytać? Bardzo cię zachęcam i już teraz zapraszam na kolejną część z serii „Japonia – dziwny jest ten świat”. Niebawem poruszę temat pod tytułem „Ulica – zasady tokijskiej dżungli”.
Leila
Wchodzę na tę stronę, by poczytać o świecie przyrody, a nie zakupach. Ten artykuł pasuje do stron w rodzaju „pudelek”. Zamiast o zasadach tokijskiej dżungli, proszę napisać coś na temat fauny i flory.
Rzeczywiście nie do końca tematyka tego artykułu jest zbieżna z głównym nurtem DA, niemniej w serwisie mamy kilka tysięcy artykułów na temat świata zwierząt, więc z pewnością jest wiele tematów o których można poczytać.
Kilka słów wyjaśnienia, dlaczego taki artykuł się tutaj pojawił. Otóż jakiś czas temu uruchomiliśmy dział podróże, w którym przedstawiamy ciekawe miejsca na Ziemi przez pryzmat fauny i flory. Siłą rzeczy podróże kojarzą się z odkrywaniem piękna przyrody ale i dokonań człowieka. Ponieważ Leila sporo podróżuje i jest baczną obserwatorką nie tylko świata zwierząt i roślin ale i człowieka, postanowiliśmy zamieścić kilka artykułów na temat jej doświadczeń i obserwacji Japonii, w której mieszka obecnie. Człowiek, to także cześć przyrody i być może część osób będzie taką tematyka zainteresowana. Artykułów o takiej tematyce będzie najwyżej kilka, co stanowi promil pośród wszystkich, które przyrody dotyczą bezpośrednio. Jeśli kogoś taki temat nie interesuje, po prostu wystarczy go pominąć, a dla innych czytelników stanowią po prostu urozmaicenie (poszerzenie) tematyki. W każdym razie, już dziś po południu zapraszamy na nowy artykuł, w 100% dotyczący świata zwierząt 🙂