Najgroźniejszym ze zwierząt jest człowiek
Niewiele jest równie smutnych i emocjonujących tematów jak szkody, które wyrządza gatunek ludzki w środowisku. Już od samego momentu pojawienia się człowieka na Ziemi stał się on zagrożeniem dla reszty zamieszkujących naszą planetę organizmów. Mało jest zresztą istot, które osiągnęły tak duży sukces populacyjny. Człowiek zasiedlił niemalże całą planetę, przystosował się do wszelkich warunków i wciąż rozmnaża się z zatrważającą prędkością. Wszystko odbywa się niestety kosztem rodzimej fauny i flory.
W historii możemy wskazać wiele przypadków destrukcyjnego wpływu człowieka na środowisko naturalne. Gdyby nie działalność ludzi to dalej moglibyśmy podziwiać bujne śródziemnomorskie lasy, pływać w Jeziorze Aralskim, spotkać ptaki dodo, a także z dużą dozą prawdopodobieństwa obserwować na Syberii mamuty. Dziś opowiem przygnębiającą historię pięknego zwierzęcia, które przegrało walkę z człowiekiem bardzo szybkim nokautem.
Syreny naprawdę istnieją!
Prawdopodobnie każdy bez chwili zastanowienia włożyłby legendy o syrenach między żeglarskie bajania. Hybryda pięknej dziewczyny i ryby wydaje się czymś absolutnie mitycznym i nie miałaby prawa istnieć. Opowieści o tych istotach zapewne zrodziły się z nudy, jaka ogarniała żeglarzy od momentu, kiedy zaczęli przemierzać oceany. Jednakże wydaje się, iż nie możemy jednoznacznie stwierdzić, że syreny nie istnieją. Otóż każdy z nas może spotkać kiedyś syrenę.
Syreny (brzegowce) to rząd wodnych ssaków. Wśród owego rzędu wyróżnić można manaty i diugonie. Syreny to wegetarianie, którzy rozsmakowali się w trawie morskiej. Mają krótkie kończyny przednie, masywne tułowia i ogony zakończone płetwą. Oddychają oczywiście za pomocą płuc, więc często muszą wynurzać się na powierzchnię wody, by zaczerpnąć powietrza. Manaty, wśród których wyróżnić możemy trzy gatunki, zamieszkują Karaiby, rzeki Ameryki Południowej oraz Afryki. Diugonie (jeden gatunek) spotkać możemy w basenie Oceanu Indyjskiego.
Fascynująca jest również ich ewolucja. Syreny mają wspólnego przodka ze słoniami! Może nawet stąd wywodzi się ich ospały i powolny temperament. Droga ewolucyjna, którą poszły syreny, jest zatem dość ciekawa. Zagadką pozostaje, dlaczego wybrały rolę morskich kosiarek, zamiast najbardziej majestatycznych stworzeń lądowych na ziemi (nie oceniam). Jednakże kiedyś żyła jeszcze jedna syrena. Znacznie większa od jakiegokolwiek brzegowca, na którego możemy się natknąć obecnie. Jej historia jest jednak przepełniona smutkiem.
Gdyby hipopotam i krowa mieli wspólne dziecko
Syrena morska, zwana również krową morską Stellera (Hydrodamalis gigas) należała do rodziny diugoniowatych. Była jednym z największych ssaków morskich, mierzyła do 8-9 metrów i mogła osiągnąć wagę nawet 8-10 ton. Olbrzymi pływający buldożer, wyspecjalizowany w konsumpcji ogromnych ilości morskich roślin.
Jeśli ktokolwiek będzie próbował wmówić Wam, że dieta wegańska nie prowadzi do budowy masy, to warto wówczas przywołać przykład bohaterki tego posta. Od innych brzegowców odróżniał ją brak uzębienia. Jej jama ustna pokryta była białymi włosami, które służyły do rozcierania pokarmu. Na podniebieniu i żuchwie znajdowały się dwie keratynowe płyty, które służyły do przeżuwania smakowitych wodorostów.
Syrena morska była wprost stworzona do konsumpcji. Jej żołądek miał 1,8 metra, a przewód pokarmowy osiągał długość 151 metrów, czyli de facto dwudziestokrotnie więcej niż wynosiła długość ciała samego zwierzęcia. Zwierzę pojawiło się w plejstocenie i swym zasięgiem obejmowało Japonię, Kamczatkę i Alaskę. Preferowało zatem zimne, lecz płytkie wody z piaszczystym dniem i ujścia rzek do mórz. Z czasem, populacje zaczęły jednak się kurczyć i ograniczyły się tylko do Wysp Komandorskich (dzisiejsza Rosja). Sytuację gatunku znacznie pogorszyło pojawienie się w tym rejonie ludzi.
Steller i przyjaciele
Marzec 1741 roku, już naprawdę niewiele regionów Ziemi pozostało nieodkrytych. Ograniczenie ilości nieznanych lądów nie szło w parze ze zmniejszoną ciekawością ludzi. Po odkryciu Ameryki Południowej czy wybrzeży Afryki zaczęto zapuszczać się w północne, chłodniejsze rejony. Badawczy instynky przejawiał Georg Wilhelm Steller, który w omawianym czasie dotarł do Wysp Komandorskich.
Nasz jegomość był bawarskim zoologiem oraz botanikiem, który wraz z duńskim kapitanem Vitusem Jonassen Beringiem wyruszył na wyprawę w nieznane i odkrył bardzo dziwne zwierzę – krowę morską. Mimo że Steller z wyprawy przywiózł zaledwie jedno żebro, które chciał przekazać na cele naukowe, to niestety inni ludzie zapragnęli bliżej zapoznać się z nowo odkrytym ssakiem.
Europejczycy przybyli licznie, aby pozyskać krowę morską dla jej futra, tłuszczu oraz mięsa. W 1768 roku zaledwie 27 lat odkryciu nielicznej populacji, na Ziemi nie pozostała już ani jedna syrena morska. Człowiekowi udało się wytępić to zwierzę z powodu nieumiejętności krów do zanurzania się i płoszenia tych zwierząt w kierunku brzegu, gdzie bezlitośnie je zabijano. Olbrzymi morski buldożer przestał istnieć.
Syreny morskie zostały wybite w zatrważającym tempie. Obok ptaków dodo, moa czy lisów falklandzkich to jeden z najaktualniejszych przypadków wytępienia określonego gatunku przez człowieka. Czy rzeczywiście w tym przypadku wina leży wyłącznie po stronie ludzi? Populacja tych ssaków systematycznie malała od wielu lat. Można zatem przypuszczać, że działalność człowieka jedynie przyspieszyła proces wymierania tych zwierząt. Pozostaje jedynie ubolewać nad faktem, że zostały one odkryte tak wcześnie. Z dużą pewnością stwierdzić można, że obecnie ludzie uratowaliby populację stojącą na krawędzi zaniku, zamiast ją niszczyć.
Stay tuned.
Podobne artykuły
Bocian, który zamiast przynosić dzieci, spożywał je Następny artykuł: